Długo do tego dorastałem, zbyt długo. Nie rozumiałem sensu tego całego celebrowania posiłku. Wybierałem dania na wynos, zanim to było modne. Nie lubiłem tej całej etykiety, oczekiwania, konieczności siedzenia prosto, braku swobody w sposobie poradzenia sobie z posiłkiem. W końcu przyznaje, że nie rozumiałem, za co właściwie płacę. Ile za makaron? A piwo? Panie drogi..
Liturgia w moim kościele (Stolarska 12, Kraków) w tygodniu trwa ok. 45 minut. Trzy kwadranse. Godzina bez piętnastu minut, chyba że kaznodzieja się rozwinie, wtedy dłużej. W niedzielę to klasycznie godzina. Chyba że kaznodzieja się rozwinie. Długo? Za długo? Można dużo szybciej. Tego dowodzić nie trzeba. Wszyscy mamy taką wiedzę z doświadczenia.
Można jedzenie sprowadzić do napełniania żołądka, liturgię do konsekracji i komunii, rozmowę do załatwienia spraw itd.
Można i pewnie czasem tak wyjdzie. Nie krytykuję, nie oceniam.
Ale potrzeby mamy większe, co idealnie naświetliła pandemia.
Zamknęli kościoły: ale jak to?!
Zamknęli restauracje: ale jak to?!
Zakazali się spotykać: ale jak to?!
Poza żołądkiem mamy też smak. Kto stracił na moment ten wie, że mamy.
Karmcie zmysły, karmcie rozum, karmcie serce.
Celebrujcie życie.
Idźcie do restauracji.
Zanim znowu zamkną.