Po prawie dwóch miesiąc na obczyźnie wcale nie czuję się bardziej uprawniony do zabierania głosu niż wtedy gdy pierwszy raz zobaczyłem San Francisco nocą, jadąc z bagażami do klasztoru.
Wciąż jest we mnie więcej pytań niż odpowiedzi. Wciąż dziwi mnie świat zastany. Dziwią mnie wiecznie uśmiechnięci przechodnie, studenci dyskutujący o czymś na trawnikach Berkeley i liczni bezdomni, którzy tak bardzo nie pasują do krajobrazu, a jednocześnie są jego częścią.
Nie rozumiem fenomenu masła orzechowego.
Dziwi mnie pogoda, która jeszcze się nie zorientowała, że przyszła jesień oraz ludzie, którzy uparcie zakładają kurtki, gdy na dworze temperatura nie chce zejść poniżej 20 stopni.
W końcu dziwi mnie tutejszy sposób przeżywania wiary, mnogość religii i ta konieczność wyboru, który nie jest uwarunkowany tradycją narodową.
Gdy uczniowie wracają ze swojej pierwszej poważnej misji i opowiadają Jezusowi, czego dokonali, On zadaje im dwa pytania.
Za kogo uważają mnie ludzie i za kogo Wy mnie uważacie?
Na pierwsze pytanie nie mają precyzyjnej odpowiedzi, ale pytanie pada. Odpowiedź uczniów to obraz zadziwionego świata, który szuka, ale po omacku.
Drugie pytanie to pytanie intymne i ryzykowne równocześnie. Zakochany w człowieku Bóg pyta, czy Jego miłość została rozpoznana przez najbliższych.
Te dwa pytania bardzo mnie poruszają i chciałbym uczynić je ramką dla moich dłuższych i krótszych wpisów przez najbliższy rok.
Nie spodziewam się znaleźć odpowiedzi na wszystkie moje pytania i wątpliwości. Byłbym jednak bardzo zadowolony, gdybym, umacniając swoje powołanie i wybór, był na tyle blisko ludzi, by wiedzieć, gdzie i czego szukają, oraz na tyle blisko Chrystusa, by rozpoznawać Go takim, jakim jest.
Nie przyjechałem tu szukać odpowiedzi, ale Boga. Całe moje życie jest nieudolną próbą znalezienia się bliżej Niego.
Za Nim się rozglądam, o Niego pytam, Jego szukam, On mnie interesuje.
Dlatego namiętnie deptam uliczki, spotykam się z ludźmi, rozglądam się i chłonę kalifornijskie krajobrazy jak gąbka. Dlatego modlę się, studiuję i uparcie próbuję zrozumieć. Dlatego wciąż i wciąż dziwię się temu wszystkiemu…