W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana” (Łk 1, 39-45).
Słyszymy dzisiaj o niezwykłym spotkaniu dwóch pięknych kobiet – kobiet rozświetlonych czułością Bożej Miłości.
Maryja z wielką gorliwością i lekkością odpowiada na natchnienie Ducha Świętego. Z pośpiechem czyni to, do czego zaprosił ją Bóg. Napełniona Jego światłem przekazuje je dalej. Niesie Go innym. Zaraz po swoim fiat (por. Łk 1, 26-38) wyrusza w drogę do Elżbiety.
„Kto odkrył Chrystusa, musi prowadzić do Niego innych. Nie można zachować wielkiej radości tylko dla siebie. Trzeba ją przekazywać” (fragment wypowiedzi Benedykta XVI z 21.08.2005). Miłość zmienia nas i powoduje, że chcemy dzielić się nią z innymi, otwiera nas na nowe i mobilizuje do działania. Patrzymy inaczej, nasze serce napełnione pokojem widzi świat wyraźniej, bardziej prawdziwie.
Elżbieta dzięki otwartości na działanie Boga w swoim życiu, napełniona Duchem Świętym, potrafi patrzeć z miłością i dlatego dostrzega w Maryi więcej, niż mówią jej oczy. Widzi cuda i dobro, za które wychwala Pana. Serce Elżbiety przepełnia radość tak wielka, że wymaga uzewnętrznienia, przeradza się w pieśń pochwalną. Tuż po niej, w kolejnym fragmencie Ewangelii, to Maryja wyśpiewa Magnificat (por. Łk 1, 46nn. Zachęcam do przeczytania całego pierwszego rozdziału Ewangelii Łukasza).
Nie jest jednak tak, że od tego czasu z ich życia zniknęły wszelkie problemy. Nie ma co oczekiwać, że w naszym przypadku będzie inaczej. Możemy jednak nauczyć się nadawać im właściwą miarę, widzieć je w odpowiedniej perspektywie.
Słuchanie lęków i poddawanie się obawom zamyka, oddziela, ogranicza. Miłość natomiast otwiera nas na innych, na Boga, pozwala dostrzegać Go w drugim człowieku, oraz mobilizuje i dodaje chęci do działania.
Wysiłek podróży, trudy i troski macierzyństwa, poświęcenie swojego czasu, dar z siebie, niepewność o jutro – wszystkie te problemy bledną w obliczu spotkania z Tym, którego miłość nie zna granic. To doświadczenie niesie radość i pokój, a podążanie za Słowem nadaje życiu sens i dodaje sił ( por. Ps 40,9 i J 4, 34).
Niech doświadczenie takiego czułego spotkania z Miłością będzie i naszym doświadczeniem, byśmy potrafili codziennie patrzeć na życie z właściwej perspektywy. Aby Jego światło rozjaśniało wszystkie mroki, z którymi się mierzymy. Bo skoro Bóg z nami, któż przeciwko nam (por. Rz 8, 31b)?
W tych ostatnich dniach Adwentu zatęsknijmy za Jezusem – aby nasze serca były wolne dla Niego, gdy przyjdzie.
Marana tha!
[1] por. Łk 1, 26-38.
[2] fragment wypowiedzi Benedykta XVI z 21.08.2005.
[3] por. Łk 1, 46nn. Zachęcam do przeczytania całego pierwszego rozdziału Ewangelii Łukasza.
[4] por. Ps 40,9 i J 4, 34.
[5] por. Rz 8, 31b